Dynów jest jedynym miejscem w Polsce w którym odbywała się corrida. Posłuchajcie jak do tego doszło.
Zamożny szlachcic o nazwisku Lewicki podczas swojej podróży po Europie odwiedził również Hiszpanię, gdzie przyglądał się licznym corridom.
Po powrocie do Polski zapragnął zorganizować taką corridę w Dynowie na arenie zbudowanej tuż obok murów miasteczka.
Szlachcic Lewicki miał piękną córkę Hanię, która w czasie nieobecności ojca pokochała młodego, biednego szlachcica Jerzego. Jerzy oczekiwał niecierpliwie ojca Hani, by móc poprosić go o rękę córki.
Wszyscy przyjaciele odradzali to Jerzemu. Lewicki znany był jako człowiek gwałtowny, chciwy. Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że o małżeństwie
z Hanią Jerzy nie powinien myśleć. Stało się jednak. Ojciec wysłuchał Jerzego, poczerwieniał na twarzy i warknął - "Precz".
Prośby i szlochy Hanny nie wzruszyły ojca. Gdy ochłonął nieco, zgodził się na ślub pod warunkiem, że Jerzy weźmie udział w corridzie jako torreador.
W niedzielę po mszy cała okoliczna ludność zbiegła się na Podwale, by obejrzeć niecodzienne wydarzenie. Jerzy stanął oko w oko z potężnym bykiem. Zgrabnie unikał rozwścieczone zwierzę, raniąc go kilka razy.
W pewnej chwili jednak rozszalały byk wziął Jerzego na rogi, rzucił nim o ziemię i stratował. Hania wbiegła na arenę chcąć ratować ukochanego i również zginęła pod kopytami.
Wreszcie sam Lewicki zabił byka z kruszwicy.
Hannę i Jerzego pochowano razem. Stary Lewicki oszalał po śmierci córki. Chodził po polach z muszkietem i strzelał w kierunku krów i wołów.
Wstrząśnięci tym wszystkim mieszkańcy umieścili głowę byka w tarczy miejscowej miasta. W nozdrzach byka tkwi kółko,
żelazny symbol jego okiełznania.
|