Wiele lat temu,
bo jeszcze za panowania króla w pamięci ludzkiej Dynów był pełnym życia i bogatym miastem. Leżał, jak i obecnie,
na niewysokim wzniesieniu opadającym stromo w kierunku płynącego tuż Sanu.
Od wschodu bezpieczeństwa miasta i jego dostatków strzegł przed chciwymi nieprzyjaciółmi jedynie szeroki i bystry San, od północy chroniły rozlewiska
rzeki Dynówki i silne mury obronne. Podobne mury osłaniały Dynów od zachodu i południa. Nad bezpieczeństwem miasta
czuwała także niezbyt liczna, ale dzielna załoga zamkowa. Dowodził nią stary rycerz - właściciel miasta, zamku i okolicznych wsi.
Szczególnym dobrodziejstwem dla mieszkańców Dynowa był San płynący o rzut kamieniem od pierwszych domostw. Słusznie ludność nazwała rzekę ojcem.
Broniła bowiem miasta przed wrogiem, dostarczała wody oraz mnóstwo ryb, którymi żywiła się stale biedniejsza, a w czasie lat nieurodzaju również
cała ludność miasta. Jak bardzo mieszkańcy zaufali rzece świadczy fakt, że nie wybudowali oni od strony Sanu nawet murów mających strzec ich dobytku
i życia. Uważali bystry nurt i wysoki brzeg za wystarczającą przeszkodę dla nieprzyjaciół i istotnie do tej pory tak było.
Mijały lata, życie w mieście płynęło spokojnie i wydawalo się wszystkim, iż nic nie może zmącić tego spokoju. Przyszedł jednak ciężki czas na miasto i jego mieszkańców. Poważny
już wiekiem właściciel Dynowa często odwiedzał swoich przyjaciół zamieszkałych w miejscowościach oddalonych o dzień i więcej jazdy konnej. Oni również często bywali u niego.
Pewnego razu powracał w towarzystwie trzech wiernych sług z odwiedzin u przyjaciela w niezbyt dalekim Przemyślu. Już w pobliżu Dynowa napadli na niego w lesie
rozbójnicy i strasznie poranili. Wierni słudzy towarzyszący panu zginęli w walce. Resztkami sił dotarł rycerz do swego zamku i kazał przywołać trzech synów: najstarszego Kazimierza,
średniego Karola i najmłodszego Bartosza, zwanego Bartkiem. Umieram - mówił do nich. Chcę was podzielić majątkiem. Ty, Kazimierzu weźmiesz wszystkie pola i lasy leżące na zachód od miasta,
Karol niech bierze dobra na południu od Dynowa, Bartek położone za rzeką San. Miasto i zamek otrzyma... Nie dokończył rycerz i skonał.
Od chwili śmierci ojca między braćmi zapanowała niezgoda.
Każdy z nich pragnął być właścicielem zamku i miasta. Kazimierz twierdził ze szczególnym uporem, że tylko jemu jako najstarszemu należy się nie wydzielona przez ojca, lecz najważniejsza część
spadku. Pewnego dnia, pod nieobecność najmłodszego z braci doszło do wyjątkowo ostrego sporu między Kazimierzem i Karolem. W pewnym momencie zawsze zapalczywy Kazimierz chwycił za miecz i rzucił
się na Karola. Ten nie chcąc walczyć i będąc zupełnie bezbronny wybiegł na dziedziniec zamkowy, ale i tam atakował go starszy brat. Zaczął więc zbiegać po stromym zboczu w kierunku płynącego
tuż Sanu. Nie ubiegł kilkunastu kroków, gdy potknął się i upadł. Zaślepiony wściekłością Kazimierz przebił leżącego mieczem, po czym ciało zepchnął do rzeki. San pochłonął zwłoki Karola, lecz
stała się rzecz najgorsza. Od tej pory zaczął bardzo szybko odsuwać się od miasta, w którym dokonano potwornej zbrodni bratobójstwa. Po roku oddalił się na odległość dziesięciu pacierzy, jedynie
na południe od miasta nie zmienił biegu, strzegł nadal wiernie posiadłości zabitego Karola. Od tej pory nieszczęścia jak rwący potok zaczęły jedno po drugim spływać na miasto i zamek. Nie bronione
od wschodu przez San padło w krótkim czasie podczas ataku najeźdźców, którzy je doszczętnie zrabowali, poczym spalili. Zamek z łatwością został zdobyty przez nieprzyjaciół, gdyż większość służby i stałej
załogi już wcześniej opuściła bratobójcę, a gdy zapanował straszliwy mróz dopełniła się kara. Opustoszało spalone miasto i zamek, przepadli bez wieści Kazimierz i Bartosz, mieszkańcy natomiast jeżeli nie
zginęli z ręki najeźdźców i chorób, rozpierzchli się po lądach. W niedługim czasie na pogorzelisku Dynowa zagnieździły się wilki.
Wiele, wiele lat upłynęło nim znów pojawiło się życie na zgliszczach niegdyś
bogatego i szczęśliwego miasta. Po dawnych wydarzeniach pozostały tylko nieliczne wspomnienia wśród okolicznej ludności, nazwy, które przetrwały po dziś dzień. Są wśród nich takie jak: Kazimierówka - wioska
leżąca obecnie na zachód od Dynowa, Bartkówka - wieś położona tuż nad Sanem, Karolówka - południowa część Dynowa, czy wreszcie mała dzielnica miasta zwana Zamczyskiem. Mimo, że upłynęło tak wiele czasu od
tragicznych wydarzeń, San nie przybliżył się już do Dynowa i płynie nadal od miasta o dziesięć pacierzy. Po dawnym jego brzegu pozostał jedynie ślad w postaci mokradeł zwanych Moczarami. Wierny pamięci Karola
płynie jak niegdyś tylko pod Karolówką.
|